28.5.14
W Beskidzie dmuchawce...
A w Warszawie płoty...
Dziewczyna za tydzień kończy 4 lata. Jak to możliwe, że to tak szybko zleciało??
***
Opowiedziałam dzieciakom, że jest taka zabawa "pomidor". Wojtek zainteresował się średnio, Hanię natomiast wciągnęło. Spędziłyśmy godzinę na wzajemnym rozśmieszaniu się.
Zabawa z dzieckiem chyba tylko wtedy ma sens, gdy pozwalamy sobie popłynąć, odnaleźć swoje wewnętrzne dziecko i śmiać się jak nasze zewnętrzne. Jesteśmy wtedy prawdziwie zaangażowani i jest to szansa na zbudowanie głębokiej relacji z dziećmi. Tak myślę.
Ja w każdym razie popłynęłam i był to cudowny czas.
A Hania, jak była jej kolej na bycie przepytywaną, stwierdziła, że żadnej z niej pomidor, lecz POMIDORKA :)
Rośnie mi feministka? Czy może jest to przykład dla polityków i innych mądrali na to, że logika dziecięca jest najprostsza i właśnie nią powinniśmy kierować się w wielu sprawach? Bo dla Hani oczywiste jest to, że wszystkie role jak przybiera powinny być odmieniane w rodzaju żeńskim.
24.5.14
Odlot
Czasami trzeba gdzieś wyskoczyć...
Wznieść się...
Bujnąć się to w jedną, to w drugą stronę...
Popatrzeć na świat z innej perspektywy...
My wyskoczyliśmy na majówkę w góry by odpocząć i złapać trochę dystansu (okazało się, że poza dystansem łapaliśmy też internet, ale to już temat na inną opowieść).
Beskid Niski ma w sobie magię, spokój, dzikość. A do tego nie jest zadeptany przez turystów.
Jak zwykle nas nie zawiódł.
Dzieciaki były szczęśliwe. Nasza, średnio udana miejscówka, dla nich była kopalnią dla wyobraźni i bawili się świetnie.
Chodziliśmy na dłuuugie spacery.
Trafiliśmy do jednego schroniska PTTK, gdzie na turystów czekała przepiękna pieczątka. Opowiedziałam Wojtkowi, że pieczątki się zbiera, a potem dostaje się odznaki. Nie przypuszczałam, że tak bardzo go to zainteresuje. Tymczasem ujawniła się jego natura zbieracza i bardzo chciał chodzić szlakami i po schroniskach, by zbierać kolejne pieczątki (a schronisk akurat w tamtych rejonach jak na lekarstwo).
Spotkaliśmy Pana Kuleczkę (tak, TEGO Pana Kuleczkę!).
Odpoczęliśmy.
Już czekam na następny rok :)
Zdjęć z wyjazdu mam masę. Nie wiem jak to ubrać w posty.
Mam nadzieję, że jakoś uda mi się to uporządkować, zapisać. Ku pamięci :)
Wznieść się...
Bujnąć się to w jedną, to w drugą stronę...
Popatrzeć na świat z innej perspektywy...
My wyskoczyliśmy na majówkę w góry by odpocząć i złapać trochę dystansu (okazało się, że poza dystansem łapaliśmy też internet, ale to już temat na inną opowieść).
Beskid Niski ma w sobie magię, spokój, dzikość. A do tego nie jest zadeptany przez turystów.
Jak zwykle nas nie zawiódł.
Dzieciaki były szczęśliwe. Nasza, średnio udana miejscówka, dla nich była kopalnią dla wyobraźni i bawili się świetnie.
Chodziliśmy na dłuuugie spacery.
Trafiliśmy do jednego schroniska PTTK, gdzie na turystów czekała przepiękna pieczątka. Opowiedziałam Wojtkowi, że pieczątki się zbiera, a potem dostaje się odznaki. Nie przypuszczałam, że tak bardzo go to zainteresuje. Tymczasem ujawniła się jego natura zbieracza i bardzo chciał chodzić szlakami i po schroniskach, by zbierać kolejne pieczątki (a schronisk akurat w tamtych rejonach jak na lekarstwo).
Spotkaliśmy Pana Kuleczkę (tak, TEGO Pana Kuleczkę!).
Odpoczęliśmy.
Już czekam na następny rok :)
Widok na Bartne |
![]() |
Wołowiec. Taki widok wita Stasiuka, gdy wraca do domu :) |
Zdjęć z wyjazdu mam masę. Nie wiem jak to ubrać w posty.
Mam nadzieję, że jakoś uda mi się to uporządkować, zapisać. Ku pamięci :)
20.5.14
Maju, maju...
Wchodzę wieczorem do sypialni i obezwładnia mnie mocny, słodki zapach.
Zatrzymuję się w moim cowieczornym wścieku na dzieci i wołam Hanię, by przyszła powąchać to, co takie ulotne. Wychodzimy na balkon i pokazuję jej akację rosnącą w kącie naszego podwórka, która właśnie rozkwitła, jak co roku, oznajmiając nam, że koniec maja się zbliża, a z nim pora na jaśminy i kolejne urodziny dziewczyny.
Czuję jak cała moja złość sprzed chwili już odpłynęła, jesteśmy na tym balkonie tylko ja, ona i ten cudowny zapach, a w oddali słychać szum miasta.
Ulotny moment, ale jakże cieszę się, że się zdarzył.
Po tym wszystkim znajduję czas, by dzieci obejrzały jeszcze kawałek filmu o Tintinie, na który jeszcze przed sekundą się nie godziłam. Co więcej siadam razem z nimi i oglądam z zainteresowaniem!
Zasypiają w spokoju, bez jęków, wiercenia się, wychodzenia do kuchni na wodę.
Maju, jak to dobrze, że jesteś :)
Zatrzymuję się w moim cowieczornym wścieku na dzieci i wołam Hanię, by przyszła powąchać to, co takie ulotne. Wychodzimy na balkon i pokazuję jej akację rosnącą w kącie naszego podwórka, która właśnie rozkwitła, jak co roku, oznajmiając nam, że koniec maja się zbliża, a z nim pora na jaśminy i kolejne urodziny dziewczyny.
Czuję jak cała moja złość sprzed chwili już odpłynęła, jesteśmy na tym balkonie tylko ja, ona i ten cudowny zapach, a w oddali słychać szum miasta.
Ulotny moment, ale jakże cieszę się, że się zdarzył.
Po tym wszystkim znajduję czas, by dzieci obejrzały jeszcze kawałek filmu o Tintinie, na który jeszcze przed sekundą się nie godziłam. Co więcej siadam razem z nimi i oglądam z zainteresowaniem!
Zasypiają w spokoju, bez jęków, wiercenia się, wychodzenia do kuchni na wodę.
Maju, jak to dobrze, że jesteś :)
widok z balkonu (tu akurat kwietniowy) |
19.5.14
O modzie
Mam w domu księżniczkę. Prawdziwą.
I nie jest to zwyczajna księżniczka, lecz księżniczko-wróżko-motylek.
Gdy zwracam się do dziewczyny szepcząc czule "Mój Ty robaku" jestem upominana, że o żadnym robaczku nie może być mowy.
Jakby nie było duma mnie rozpiera i to nie tylko z powodu posiadania osobistej księżniczki, ale też dlatego, że sama (!) uszyłam (!) jej strój - pelerynę i spódnicę. W pełnej krasie zostały zaprezentowane na balu karnawałowym w przedszkolu. Ale już wcześniej (później też zresztą) były użytkowane osobno i często.
Korona to, nie dajcie się zwieźć, wcale nie żadna tam rolka po papierze pomalowana złotym flamastrem. To rodowe klejnoty :)
Ale nie tylko księżniczkę mam w domu.
Jest też rycerz.
Swój strój też zaprezentował światu na balu karnawałowym, tyle, że w szkole.
Wtedy nie był z niego tak dumny i szlochał mi w ramię "Mamo nie podoba mi się mój strój. Ja bym wolał taki ze sklepu i do tego mój miecz jest do niczego, z tektury. Wolałbym plastikowy."
Przykro mi trochę było, nie powiem, bo i z tego stroju, którem sama zaprojektowała i wykonała, byłam dumna.
Na szczęście chłopak dojrzał i swój strój polubił. Chadza w nim teraz tu i tam. Zażyczył też sobie by spakować go na majówkowy wyjazd. Wczoraj, jak gdyby nigdy nic, po powrocie z zuchowego biwaku i zrzuceniu mundurku, przyszedł w rycerskim stroju na obiad.
Oj lubię jak dzieci się tak przebierają, bardzo! I to nawet nie chodzi o to, że doceniają moją pracą. Lubię ich kreatywność i nieskrępowanie. Bo w końcu kto powiedział, że przebierać się można tylko na bale??
I nie jest to zwyczajna księżniczka, lecz księżniczko-wróżko-motylek.
Gdy zwracam się do dziewczyny szepcząc czule "Mój Ty robaku" jestem upominana, że o żadnym robaczku nie może być mowy.
Jakby nie było duma mnie rozpiera i to nie tylko z powodu posiadania osobistej księżniczki, ale też dlatego, że sama (!) uszyłam (!) jej strój - pelerynę i spódnicę. W pełnej krasie zostały zaprezentowane na balu karnawałowym w przedszkolu. Ale już wcześniej (później też zresztą) były użytkowane osobno i często.
Korona to, nie dajcie się zwieźć, wcale nie żadna tam rolka po papierze pomalowana złotym flamastrem. To rodowe klejnoty :)
Ale nie tylko księżniczkę mam w domu.
Jest też rycerz.
Domowa przymiarka. Ścinki na podłodze to resztki po papierze na hełm - dziewczynie spodobało się cięcie :) |
Swój strój też zaprezentował światu na balu karnawałowym, tyle, że w szkole.
Wtedy nie był z niego tak dumny i szlochał mi w ramię "Mamo nie podoba mi się mój strój. Ja bym wolał taki ze sklepu i do tego mój miecz jest do niczego, z tektury. Wolałbym plastikowy."
![]() |
To chyba już końcówka balu, gdy przebolał, że strój jest za mało masowy - stąd coś na kształt uśmiechu na twarzy. |
Przykro mi trochę było, nie powiem, bo i z tego stroju, którem sama zaprojektowała i wykonała, byłam dumna.
Na szczęście chłopak dojrzał i swój strój polubił. Chadza w nim teraz tu i tam. Zażyczył też sobie by spakować go na majówkowy wyjazd. Wczoraj, jak gdyby nigdy nic, po powrocie z zuchowego biwaku i zrzuceniu mundurku, przyszedł w rycerskim stroju na obiad.
Oj lubię jak dzieci się tak przebierają, bardzo! I to nawet nie chodzi o to, że doceniają moją pracą. Lubię ich kreatywność i nieskrępowanie. Bo w końcu kto powiedział, że przebierać się można tylko na bale??
6.5.14
Ostatnio..
... jestem taka trochę niewyraźna..
Na szczęście maj koi, goi, ulepsza. Jest kwintesencją radości :)
Na szczęście maj koi, goi, ulepsza. Jest kwintesencją radości :)
Gdy do maja dodamy wolne w górach nie ma innej opcji niż radość :) |
Subskrybuj:
Posty (Atom)