/zamykam w moim kuferku z pozytywnymi doświadczeniami i zapamiętuję, żeby przyszłym razem pozwolić sobie poprzyglądać się dłużej temu co z początku wydaje mi się tylko nieprzyjemne. a tu to piszę na wypadek, gdybym jednak zapomniała ;)/
Takim światełkiem z pewnością był nasz wyjazd w ferie, gdzie przede wszystkim odpuszczałam - sobie, dzieciom, Tomkowi. Och jak to cudownie odpuszczać i przyjmować to, co jest takim jak jest!
Jeździliśmy razem na nartach. Tym razem bez instruktora. Pewnie by się przydał, ale co tam, w końcu to miała być przyjemność!
Zjeżdżaliśmy razem na trasach trudnych - Hania dzielnie dawała radę na czerwonych, Wojtek pokusił się o spróbowanie sił na czarnych. Fajnie tak z nimi jeździć! Potem wracaliśmy na trasy łatwe, albo rozdzielaliśmy się według potrzeb. Wojtek chciał jeździć ze mną!
Korzystaliśmy z telewizora w pokoju ;) a tak! wypatrzyliśmy sobie oczy na następny rok i to było taaakie przyjemne pozwolić sobie na to. A jeszcze bardziej przyjemne cieszyć się tym :)
Byliśmy na basenie i na spacerze w górach, gdy halny odbierał nam przyjemność jeżdżenia na nartach (wybrać się do Doliny Białego, zamiast na spacer na Krupówki to był strzał w dziesiątkę. Jeju jak tak było pięknie!), spotkaliśmy się ze znajomymi. Dyskutowaliśmy o książce w 80 dni dookoła świata, którą Wojtek czytał do szkoły i narzekał, że nudna i przyznaliśmy, że rzeczywiście może nie przystawać do dzisiejszych czasów (choć pamiętam, że ja ją pochłonęłam, gdy byłam w Wojtka wieku - kolejna rzecz, którą puściłam ;)).
Fajnie nam razem ten czas mijał. Dobry czas razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz