20.9.14

Wpis na koniec lata

Wrzesień u nas nietypowy, bo bez taty, który wyjechał daleko i na długo.
Ale dajemy radę!
Choć, muszę przyznać, są momenty gdy zastanawiam się jak to jest być samotną mamą, bez wsparcia rodziny. I pomijam zmęczenie, bo to jasne, że się pojawia. Ale jak na przykład rozwiązać sytuację gdy rano jedno dziecko budzi się chore, a to drugie spieszy się do szkoły, bo a) jedzie na wycieczkę, b) ma ważny sprawdzian, c) chce iść do kolegi na urodziny (sytuacja z dzisiaj)?

Bez taty czas nam jednak szybko płynie. Dzieciaki szybko wskoczyły w tryb swoich placówek. Hanię przyjaciółki w przedszkolu przywitały radośnie. Teraz mam wrażenie, że ich przyjaźń jest jeszcze bardziej niż przed wakacjami. I patrzę na nie z zachwytem, bo jest ich trzy, a radzą sobie bez fochów i bez kłótni.

Wojtek fakt początku szkoły przyjął mniej entuzjastycznie, ale też już się podporządkował trybowi.
Ku mojej radości cieszą go bardzo zajęcia na basenie.
Dumny jest też z przyjęcia propozycji bycia gospodarzem klasy (w zeszłym roku odmówił). Cieszy się, że dostał najwięcej kotylionów "dobry kolega".
Co nie zmienia faktu, że jak przychodzę po niego, to na boisku bawi się sam piłką, z wzrokiem błędnym, takim co to widać, że jest zatopiony w swoim świecie. A przerwy spędza siedząc sam w klasie i pisząc "Dziennik birdsa".
Tak właśnie wyobrażam sobie jego tatę w czasach szkolnych :)

Ach i dumna jest z nas ogromnie, bo przed ostatnie dwa tygodnie ani razu nie spóźniliśmy się do szkoły! Dla mnie, spóźniającej się wszędzie, to duży sukces. A i dzieciaki niesamowicie mi rano pomagają (na przykład ubierając się szybko samemu - to Hania lub budząc mnie zdecydowanie - to Wojtek). No i ta przejażdżka rowerem o 7.40 przez Mokotów! Dzięki miłej aurze jest to niezwykle przyjemne doświadczenie :)

A tydzień temu namówiłam Wojtka do uczestniczenia w kiermaszu przedszkolnym: Chłopak wystawił na sprzedaż całą swoją kolekcję aut z lat młodzieńczych. Przygotowywałam go na możliwość fiaska tego przedsięwzięcia, ale jak się okazuje, zupełnie niepotrzebnie, bo sprzedaż została zakończona znacznym sukcesem finansowym! :)

No i jeszcze jedna sprawa, której kronika nie może pominąć - Chłopak sam wychodzi z domu. Na razie tylko do pobliskich kiosków, celem nabycia kolejnej gazetki Lego (sic!), ale nikt za nim po cichu nie idzie i nie sprawdza. A jednej z odwiedzanych kiosków jest po drugiej stronie bardzo ruchliwej ulicy (na szczęście ze światłami, ale jednak).
Są takie momenty w życiu naszych dzieci, że czujemy, że mała zmiana, to jednak coś dużego. Niby nic, a jednak kamień milowy. I tak właśnie czuję się z tym wychodzeniem - syn bezsprzecznie mi dorasta.
Z drugiej strony jednak wciąż prosi by go podrapać po plecach na dobranoc i przychodzi w nocy do naszego łóżka, żeby się przytulić. Dobrze, że nie wszystko się zmienia tak od razu :)