3.9.16

O odrzucaniu

Mamy z Hanią taki zwyczaj, że najczęściej wieczorem to ja z nią zasypiam. Najpierw jej czytam, a potem kładę się obok niej i jeszcze rozmawiamy o różnych sprawach albo się po prostu przytulamy. Czasami od razu przechodzimy do tego punktu pomijając czytanie.
I taka sytuacja sprzed dwóch dni: leżymy już, światło zgaszone. Hania mi opowiada, że jak zasypia z jakąś przytulanką, to najpierw ją przytula, a potem w nocy, jak już uśnie, to ją puszcza. Rozmawiamy o tym chwilę.
W końcu czuję jak mi samej oczy się zamykają, wiem, że to jest ten moment kiedy powinnam wstać, bo inaczej usnę z nią. I pytam się: "Mogę już iść?". A Hania odpowiada "Nie, bo jeszcze Cię nie odrzuciłam."
I wzrusza mnie ta chwila, mądrość mojej córki, która wie, że są chwile kiedy jestem jej potrzebna i takie, w których mnie nie potrzebuje. I tak, jest to jakiś rodzaj odrzucenia, jednak zdrowy, normalny, zwykły proces dorastania.
I zachwyca mnie to, że dla Hani to żadna wielka sprawa, tylko norma.
I raduje mnie to, że jej odrzucanie mnie wcale mnie nie smuci, a cieszy :) Jest dobrze :)

A Hani teksty, różne spostrzeżenia nadają się do spisania i wydania w formie poradnika dla rodziców, czy ogólnie ludzi wręcz. Nie wiem skąd ona to ma, ale ma i jest to dar i dla niej i dla mnie i pewnie dla wszystkich, z którymi się w życiu zetknie.
Kiedyś mi powiedziała, że jak krzyczę na nią, to boli to bardziej niż jakbym ją uderzyła. Miała wtedy 3 lata. Zapamiętałam (choć przecież wiedziałam już wcześniej, że to nic dobrego).
Co nie znaczy, że nie krzyczę, żeby była jasność...

13.6.16

I jeszcze zaległy wpis z maja

Banda.
Zabawy dziecięce całą bandą to jest coś co mnie zachwyca.
Jak widzę, że uczestniczą w tym moje dzieci, to mnie to wzrusza i cieszy ogromnie.
Jeśli zabawa toczy się w plenerze, wśród kwitnących drzew owocowych, z wykorzystaniem naturalnych materiałów czyli drewna, wody, sznurka, etc., to już w ogóle pełnia szczęścia.

Ostatnie dwa weekendy to była właśnie taka okazja do obserwowania jak bawi się banda.
Jednego dnia siedzieliśmy wręcz jak na widowni patrząc z zachwytem jak bawią się nasze dzieci.

Jaki to fajny wiek - prawie 6 lat i 10 :)
Kreatywność kwitnie.
Naturalność też.

I jeszcze maj. W pełni :)





Impresje ostatnich kilku tygodni

Tyle się dzieje...
Mój wyjazd, wspólny wyjazd w góry, świętowanie Dnia Dziecka, kolejne urodziny Hani i w związku z tym impreza rodzinna i impreza w przedszkolu dla dzieci. Tu szkolny piknik, tam przedszkolna wycieczka (dwudniowa!), Dzień Mamy i Taty, pożegnanie w przedszkolu....
Tyle wrażeń, ale też tyle intymnych wspomnień - jak o tym pisać na publicznym blogu?! A jednocześnie chcę, żeby to gdzieś było, bo boję się, że zapomnę, a to takie ważne..

Na razie impresje foto

Wojtek, po tygodniu wagarów szkolnych, które spędziliśmy w górach, dzwonił do koleżanki zapytać się o lekcje. Ale najpierw bardzo się przygotował do tej rozmowy, by o żadnym przedmiocie nie zapomnieć i  wszystko sobie zapisać.
Przygotowania do imprezy na działce
Jubilatka! A na torcie już 6 (sześć!!!) świeczek!

Dziewczyna była swoimi urodzinami niezwykle przejęta. Była też tak uśmiechnięta i szczęśliwa, ze oczu od niej oderwać nie mogłam!
Jeden z urodzinowych prezentów :)

11.5.16

W jak wycieczka

6.40 zbiórka
6.45 odjazd

Pierwsza Wojtka wycieczka klasowa dłuższa niż jeden dzień.
Przeżywam.
Wyjazd z nauczycielką to jednak nie to samo co wyjazdy zuchowe, a teraz harcerskie. Tam mimo, że jest porządek jest też jakiś luz.
Wojtka wychowawczyni niestety luzu nie ma i, co tu dużo mówić, niepokoję się tym wyjazdem. Czy pani pozwoli dzieciom cieszyć się z niego w pełni??
Dowiem się za trzy dni.

Na razie cieszę się spotkaniem z mamami z klasy. Jeju, jak ja je lubię!
Dzieci zmieniają w życiu wszystko, a to, co uwielbiam w moim macierzyństwie to to, że dzięki moim dzieciom tylu wspaniałych ludzi poznałam.
A do tego są to rodzice dzieci w tym samym wieku co moje, więc tematy mamy wspólne.
Nie ma to jak grupa wsparcia :)
Dzisiaj na tapecie były refleksje na temat wychowawczyni, życia z dziećmi wchodzącymi w wiek nastoletni oraz relacji mamy z córką. I jeszcze relacji grupowych w klasie. Dużo tematów jak na półgodzinne spotkanie pod szkołą przed dniem wypełnionym innymi zadaniami.
Buzia mi się śmieje i czuję się doładowana na cały dzień :)

I czekam na pierwsze zdjęcie lub inną relację Wojtka. Trzymam kciuki za fajną wycieczkę!

4.4.16

Taki miły weekend za nami..
Sobota na działce, pierwszy raz w tym sezonie. Żałowaliśmy, że nie zaplanowaliśmy zostać tam na noc, bo było tak pięknie i bez przykrych niespodzianek po zimie.
Wojtek, po chwilach niezadowolenia, że musi z nami jechać, przestał manifestować swoją niechęć tylko po prostu tam z nami był. Cieszył się z ogniska. Chodził po działce zamyślony, dopytywał się kiedy pójdziemy na spacer.
Fajnie, miło :)

A dziś miejska wyprawa rowerowa. Cel (bo z nim zawsze łatwiej): ulubiona pizzeria na Chmielnej. Hania pierwszy raz na tak długim dystansie na nowym, większym rowerze (czyli starym rowerze brata). Ja trochę tym przejęta.
Po drodze mijaliśmy tłumy ludzi na Polach Mokotowskich, potem jeszcze większe na placu na Rozdrożu, w al. Ujazdowskich i w parku Ujazdowskim. Mijaliśmy Sejm i toczącą się tam demonstrację przeciw proponowanym zmianom w ustawie antyaborcyjnej.
Wojtek zapytał przeciwko czemu jest ta dzisiejsza demonstracja, powiedziałam im, choć bałam się czy ten temat udźwigną, czy ja dam radę..
Jednak nie demonstracja była dzisiaj naszym celem, a wspólne spędzenie dnia, zajęliśmy się więc swoimi sprawami i dobrze razem bawiliśmy, już z daleka od ul. Wiejskiej.
A teraz czytam, chłonę, co internet pisze w tej sprawie. Zwracam uwagę na głosy osób, które cenię i które słyszę codziennie, ale jednak nie do końca dopuszczam do swojej świadomości. Bo buduję w sobie mur na to, co dzieje się obecnie w Polsce (i na świecie też), tak, jakby mnie nie dotyczyło.
A, kurczę, dotyczy i przeraża.
I do tego złości, że strach, który wywołało dopuszczenie tych wszystkich głosów do świadomości, położył się cieniem na tym miłym weekendzie z rodziną..

Wczoraj na działce, gdy patrzyłam na te wszystkie rośliny sadzone przez nas, takie małe jeszcze, nie dające cienia, ledwie widoczne zza wielkiej trawy, myślałam sobie "Za to jak nasze dzieci będą miały dzieci, będzie już fajnie. Będą krzewy, będzie piaskownica, w domu będzie przytulniej. Fajnie będzie jak wnuki będą tu przyjeżdżać." A teraz myśl w głowie, że nie będą, bo wyemigrują z rodzicami.
Wiem przecież, że tak może być, ale gdy ta myśl pojawia się w mojej głowie wraz z tą, że przyczyną emigracji mogłaby być mentalność osób rządzących krajem i ich sposób na wpychanie wszystkim swojego, jedynego słusznego zdania, to smutno mi się robi.
Nie chce takiego kraju dla moich dzieci...

29.3.16

Pójść na blokowisko i zapomnieć wszystko

Miłe święta za nami :)
Lubię Wielkanoc bardzo, choć wciąż nie wiem czy to kwestia tego, że to już wiosna czy może brak stresu związanego z kupowaniem prezentów. Czy może chodzi o to, że jemy od rana, a nie dopiero wieczorem?? A może to tylko sprawa światła, tego, że dzień jest dłuższy?

W każdym razie święta już za nami, a minęły nam w tym roku bardzo spokojnie, wyjątkowo sprawnie się zorganizowaliśmy w kwestii przedświątecznych przygotowań. Pierwszy raz od dawna byłam prawdziwie wyspana i wypoczęta, a jednocześnie wysprzątałam dom tak jak lubię i zrobiłam do jedzenia to, co lubię (lub lubią inni).
Dobra zmiana :)

Do tego spotkania rodzinne miłe, choć daleko nam jeszcze do czekania na nie z entuzjazmem i prawdziwą radością.
Wczoraj patrzyłam z radością jak bawią się moje dzieci ze swoją młodszą kuzynką, nie zważając na to, że dwa pokolenia wstecz zadziało się w rodzinie coś, co sprawiło, że brak jest w niej wsparcia i życzliwości. Oni się po prostu cieszyli zabawą, w poważaniu mając przekazy rodzinne.
A na koniec Pola weszła do Tomka na kolana i siedziała tam razem z Hanią żartując, że jej tatą jest tata Hani, a ja jestem jej mamą.
Radość, że coś mi się udało. Nawet jeśli moje dzieci czują niezręczność i fałsz spotkań z tą częścią rodziny, to umieją się od tego odciąć, zadziałać po swojemu. Nie paraliżuje ich strach, że nie można czegoś zrobić, bo nie wypada tak zachować się wobec starszych.
Zachwycił mnie Wojtek, który powiedział do mnie cicho, że jeśli wujek psiknie na niego z pistoletu z wodą, on mu odda. I jak powiedział tak zrobił. A mnie duma rozpierała :)

A dziś wolny dzień w bonusie.
Hania mówi "Wiesz mamo, lubię jak pada deszcz, bo wtedy tak fajnie szumi w moim pokoju".
Też to lubię :)







28.3.16

Byłem małym ziarenkiem rzeżuchy

Zamiast zdjęć z wielkanocnych przygotowań i rodzinnych śniadań.
Zamiast opisów co u nas.
Taka historia :)
Autor: Wojtek


Byłem małym ziarenkiem rzeżuchy.

Przyszła wiosna. Postanowiłem wyjść na zewnątrz. Ostrożnie wyjrzałem na zimie. Potem chciałem wyjść jeszcze bardziej aż, w końcu wyskoczyłem z ziemi i już tak zostałem. Nie mogłem się poruszyć bo, nie miałem nóg. Nagle przyszły do mnie 3 mrówki. Jejku powiedziała jedna z nich ale duże ziarenko. Zabierzmy je do mrowiska to dostaniemy nagrodę powiedziała druga. Nie, powiedziałem nie zabierajcie mnie do mrowiska. I do tego umie mówić zdziwiła się trzecia. Zabieramy je zdecydowały chórem. No i zabrały mnie prosto do mrowiska. Pod mrowiskiem rozciągał się wielki plac po którym tu i ówdzie spacerowały mrówki. Nagle jedna z nich krzyknęła patrzcie to te trzy głupie mrówki. Niosące mnie mrówki podniosły głowy i powiedziały gniewnie lepiej nas nie zaczepiajcie bo niesiemy dar dla króla. Na pewno! powiedziała jakaś mrówka. Moje mrówki podniosły głowy i obrażone poszły dalej kiedy znalazłem się w mrowisku moim oczom ukazał się wielki labirynt. Mrówki weszły w jeden z korytarzy i chyba niechcący zabłądziły. W końcu znalazł je sam król. Widzę że niesiecie ziarenko rzeżuchy powiedział dajcie mi je. Zaniósł mnie do swojej sali i zaczął wertować książki. Wyczaruje ci nogi żebyś mógł wrócić do ziemi powiedział. Ja leżałem , a on wertował książki. W pewnym momencie do sali weszła jakaś mrówka ciekawe co to ziarenko robi w sali tronowej? Powiedziała i mnie zabrała. Ona chyba też się zgubiła bo ciągle chodziła tam i z powrotem. Król zaczął mnie szukać ale nie mógł znaleźć tamtej mrówki. W końcu jakąś dźwignią podniósł wszystkie ściany i mnie wypatrzył. Zabrał mnie do swojej sali i zaczął czytać zaklęcie, a po chwili miałem nogi. Od razu pobiegłem tam skąd wyskoczyłem wszedłem do ziemi i z powrotem zacząłem rosnąć.


28.1.16

Wycieczki dwie

Nasze dwie wycieczki przełomu roku.

Pierwsza w poświąteczną niedzielę do Góry Kalwarii. Podobnie jak dwa lata temu w Pruszkowie, odkryliśmy czar podwarszawskiego miasteczka i bardzo nam się spodobało :)
Wiedzieliście, że układ urbanistyczny Góry Kalwarii został wytyczony na wzór Jerozolimy? A samo miasteczko było mekką dla pielgrzymów, przez co nazywane było Małą Jerozolimą? Jak się dobrze przyjrzeć, to na prawdę widać na rynku ślady dawnej świetności (na przykład pozostałości kramów dla pielgrzymów) i tym bardziej żal, że nie jest to w żaden sposób pielęgnowane.
Przeszliśmy się też po opuszczonym terenie jednostki wojskowej (obecnie jest to najwyraźniej ulubione miejsce spotkań wygolonych wyrostków i trochę nam było tam nieswojo). A mnie najbardziej podobała się rywalizacja dwóch kościołów stojących w dwóch końcach rynku na to, z czyich megafonów kolędy zabrzmią bardziej donośnie ;)
Wycieczkę zakończyliśmy w Otwocku, w którym ku wielkiemu naszemu rozczarowaniu nie znaleźliśmy żadnego świdermajera, znaleźliśmy za to urocze miejsce na piknik ;) składający się z wigilijnych pierogów podgrzanych na epigazie (byliśmy profesjonalnie przygotowani do wyprawy, a jakże!)

Druga wycieczka, w pierwszą niedzielę roku, już nieco bliżej, bo do Falent. Kolejne odkrycie :)
Z daleka było widać szyldy centrum Janki, a czuliśmy się jak na końcu świata.
Wojtek marudził, że zimno.
Hania była szczęśliwa, że tyle zmarzniętych kałuż do ślizgania się.
Mnie zachwycało światło.
Wszyscy się ucieszyliśmy obiadem w Ikei, na który wybraliśmy się porządnie już wymarźnięci :)

Dwie wycieczki i 30 stopni różnicy. 15 i -15 :)

















27.1.16

10

W tym roku bardziej niż w poprzednich wspominam wojtkowe narodziny. Tamten czas.
10 lat to dużo, ale czy aż tyle, żeby myśleć o tamtych chwilach jak o innej epoce?
Gdyby nie Wojtek, a potem i Hania nie byłoby mnie w miejscu, w którym jestem teraz (tak wiem, że to banał). A potem przychodzi myśl, że może bym była, tylko doszłabym zupełnie inną drogą?

Cieszę się jednak, że przeszłam co przeszłam :) Cieszę się, że jest Wojtek i że właśnie skończył 10 lat. Cieszę się, że dostrzegam w nim piękno i światło, choć przez chwilę nie było to dla mnie takie oczywiste.
I cieszę się, że mój syn miał dzisiaj udany dzień! :)

Wojtek - mój mistrz i napęd do ciągłego rozwoju. Nie potrafię sobie wyobrazić co byłoby, gdyby jego nie było.

A takie były nasze początki:

Tata pracujący w domu to była nowość, do tego Nowy Człowiek. Obie sprawy angażujące nas 24/7. 
Pierwsze spacery... W śniegu :)
Lubiłam tamte spacery z Wojtkiem. Włóczęgi po Śródmieściu. Obserwowanie życia dzielnicy i zmieniających się pór roku.
Remont Marszałkowskiej i nasz dom w tle
Nieświadomy Wojtek załapał się jeszcze na zakupy w jednej z pereł warszawskiego modernizmu, czyli Supersamie. Budynek wyłączono z użytku jak Chłopak miał 3 miesiące, a zburzono go parę miesięcy później.
 
Z mamą :)
I na koniec: pierwszy udokumentowany uśmiech.
Sto lat, kochanie!!

26.1.16

walka o rosół

Zeszły tydzień spędziłam w domu z chorą Hanią. 
Dwa dni po niej rozchorował się też Tata i pracował dzielnie, jednak już tylko z łóżka (chociaż tyle!).
Można powiedzieć, że los sprezentował nam w ten sposób dodatkowy czas na bycie razem :)

Jako sanitariuszka pielęgnowałam chorych jak umiałam najlepiej, gotując im głównie kaszę jaglaną na wszelkie sposoby, bo wiadomo, że jagła dobra na wszystko.
Nie mogę powiedzieć, żeby moje starania wywoływały entuzjazm, niestety. Najgorzej było z Wojtkiem, niejadkiem pierwszej wody, którego zaspokaja tylko mięso i pomidorowa.
Gdy zatem została mi z poprzednich dni resztka rosołu (też dopuszczalnego) przeznaczyłam ją dla Wojtka, a dla reszty domowników przygotowałam krupnik (na kaszy jaglanej oczywiście!).
I to był błąd.
Tego dnia nasza kronika rodzinna opisała wydarzenia zwane jako walka o rosół.
Jest też relacja foto.




Dogadali się sami - Wojtek podzielił się z siostrą kilkoma łyżkami.
Hania zjadła też trochę krupniku.

urodzinowy czas

Ostatnie dni upływają nam pod znakiem chłopakowych urodzin. Te prawdziwe już jutro, ale w sobotę świętowaliśmy z kolegami i koleżankami ze szkoły.
Wojtek bardzo się do nich przygotowywał. Najpierw nakreślił plan :)
Potem listę gości.
Potem, wspólnie z tatą, przygotowali zaproszenia.
Potem pięknie posprzątał swój pokój :)
A potem już się tylko bawił :)

Jak myślę o sobotniej imprezie to czuję, że buzia sama mi się śmieje, bo to na prawdę fajny był czas! Cudownie było mi patrzeć jak dzieciaki super bawią się razem, jak współpracują, dogadują się w sprawach spornych. Bez żadnej pomocy z zewnątrz!
I jeszcze radość z samej siebie, że powstrzymywałam wszystkie "nie rób tak", "tak się nie bawcie", "tego nie wolno", które czasami miałam gdzieś w głowie (przy 14 dziesięciolatkach totalnie nakręconych i wariujących poczułam co to ciężar odpowiedzialności za cudze dzieci!) i ingerowałam w naprawdę krańcowych przypadkach, gdy czułam, że to niezbędne by zabawa pozostała bezpieczna.

Poza Wojtkiem przeszczęśliwa była Hania, też bardzo przejęta zabawą. Dzień przed, piekła ze mną smakołyki, w sobotni poranek wybierała z wielkim zaangażowaniem odpowiedni dla siebie strój. A w czasie imprezy zajęła się dziewczynką, która przez chwilę miała kłopot z odnalezieniem się wśród tylu chłopców.

No i jeszcze spotkanie z rodzicami też było miłe. Za każdym razem nie mogę się nadziwić temu jak wiele fajnych osób poznaję właśnie dzięki moim dzieciom!

I w ogóle miło tak patrzeć jak nasze dzieci się zmieniają. Jak są coraz bardziej samodzielne, dorośleją. Jak im z tym dobrze i też jak bardzo potrzebują ze strony rodziców, by Ci pozwalali im być samodzielnymi.
I właśnie w ramach dorastania, nie mogę tego nie odnotować, Chłopak pojechał na basen sam zupełnie. I wrócił też sam :) Dzielny ON i dzielni MY :)

15.1.16

Plan

Plan to podstawa, wiadomo.
Wojtka plan urodzinowy już gotowy :)