4.4.16

Taki miły weekend za nami..
Sobota na działce, pierwszy raz w tym sezonie. Żałowaliśmy, że nie zaplanowaliśmy zostać tam na noc, bo było tak pięknie i bez przykrych niespodzianek po zimie.
Wojtek, po chwilach niezadowolenia, że musi z nami jechać, przestał manifestować swoją niechęć tylko po prostu tam z nami był. Cieszył się z ogniska. Chodził po działce zamyślony, dopytywał się kiedy pójdziemy na spacer.
Fajnie, miło :)

A dziś miejska wyprawa rowerowa. Cel (bo z nim zawsze łatwiej): ulubiona pizzeria na Chmielnej. Hania pierwszy raz na tak długim dystansie na nowym, większym rowerze (czyli starym rowerze brata). Ja trochę tym przejęta.
Po drodze mijaliśmy tłumy ludzi na Polach Mokotowskich, potem jeszcze większe na placu na Rozdrożu, w al. Ujazdowskich i w parku Ujazdowskim. Mijaliśmy Sejm i toczącą się tam demonstrację przeciw proponowanym zmianom w ustawie antyaborcyjnej.
Wojtek zapytał przeciwko czemu jest ta dzisiejsza demonstracja, powiedziałam im, choć bałam się czy ten temat udźwigną, czy ja dam radę..
Jednak nie demonstracja była dzisiaj naszym celem, a wspólne spędzenie dnia, zajęliśmy się więc swoimi sprawami i dobrze razem bawiliśmy, już z daleka od ul. Wiejskiej.
A teraz czytam, chłonę, co internet pisze w tej sprawie. Zwracam uwagę na głosy osób, które cenię i które słyszę codziennie, ale jednak nie do końca dopuszczam do swojej świadomości. Bo buduję w sobie mur na to, co dzieje się obecnie w Polsce (i na świecie też), tak, jakby mnie nie dotyczyło.
A, kurczę, dotyczy i przeraża.
I do tego złości, że strach, który wywołało dopuszczenie tych wszystkich głosów do świadomości, położył się cieniem na tym miłym weekendzie z rodziną..

Wczoraj na działce, gdy patrzyłam na te wszystkie rośliny sadzone przez nas, takie małe jeszcze, nie dające cienia, ledwie widoczne zza wielkiej trawy, myślałam sobie "Za to jak nasze dzieci będą miały dzieci, będzie już fajnie. Będą krzewy, będzie piaskownica, w domu będzie przytulniej. Fajnie będzie jak wnuki będą tu przyjeżdżać." A teraz myśl w głowie, że nie będą, bo wyemigrują z rodzicami.
Wiem przecież, że tak może być, ale gdy ta myśl pojawia się w mojej głowie wraz z tą, że przyczyną emigracji mogłaby być mentalność osób rządzących krajem i ich sposób na wpychanie wszystkim swojego, jedynego słusznego zdania, to smutno mi się robi.
Nie chce takiego kraju dla moich dzieci...