3.9.16

O odrzucaniu

Mamy z Hanią taki zwyczaj, że najczęściej wieczorem to ja z nią zasypiam. Najpierw jej czytam, a potem kładę się obok niej i jeszcze rozmawiamy o różnych sprawach albo się po prostu przytulamy. Czasami od razu przechodzimy do tego punktu pomijając czytanie.
I taka sytuacja sprzed dwóch dni: leżymy już, światło zgaszone. Hania mi opowiada, że jak zasypia z jakąś przytulanką, to najpierw ją przytula, a potem w nocy, jak już uśnie, to ją puszcza. Rozmawiamy o tym chwilę.
W końcu czuję jak mi samej oczy się zamykają, wiem, że to jest ten moment kiedy powinnam wstać, bo inaczej usnę z nią. I pytam się: "Mogę już iść?". A Hania odpowiada "Nie, bo jeszcze Cię nie odrzuciłam."
I wzrusza mnie ta chwila, mądrość mojej córki, która wie, że są chwile kiedy jestem jej potrzebna i takie, w których mnie nie potrzebuje. I tak, jest to jakiś rodzaj odrzucenia, jednak zdrowy, normalny, zwykły proces dorastania.
I zachwyca mnie to, że dla Hani to żadna wielka sprawa, tylko norma.
I raduje mnie to, że jej odrzucanie mnie wcale mnie nie smuci, a cieszy :) Jest dobrze :)

A Hani teksty, różne spostrzeżenia nadają się do spisania i wydania w formie poradnika dla rodziców, czy ogólnie ludzi wręcz. Nie wiem skąd ona to ma, ale ma i jest to dar i dla niej i dla mnie i pewnie dla wszystkich, z którymi się w życiu zetknie.
Kiedyś mi powiedziała, że jak krzyczę na nią, to boli to bardziej niż jakbym ją uderzyła. Miała wtedy 3 lata. Zapamiętałam (choć przecież wiedziałam już wcześniej, że to nic dobrego).
Co nie znaczy, że nie krzyczę, żeby była jasność...