15.3.12

Niedziela

Niedzielne poranki są szczególne, o czym każdy przecież wie. W naszej rodzinie tak na prawdę wcale nie różnią się wiele od każdego innego poranka. Dzięki temu, że codziennie zostaję z Hanią w domu poranny pośpiech ogranicza się tylko do Tomka i Wojtka. A że Tomek z natury jest lepiej zorganizowany i mniej zestresowany ewentualnym spóźnieniem niż ja, nie wprowadza rano w domu elementu pośpiechu. Wręcz przeciwnie często ma czas, żeby z Wojtkiem coś przed wyjściem zbudować lub naprawić szkody w budowlach lego po wieczornych harcach Hani u Wojtka w pokoju.

/To, że chłopaki przestali już nawet próbować zdążać na przedszkolne śniadanie przemilczę. Teraz czas odstawienia starszaka do przedszkola to najpóźniej 9, bo wtedy zaczynają się zajęcia./

Także niedzielne poranki wcale nie są jakieś szczególnie dla nas lepsze czy dłuższe niż te w pozostałe dni, ale jednak istnieje jakaś magia w słowach "niedzielny poranek".
My lubimy poprzewalać się razem w dużym łóżku. I najcudowniejsze jest jak trochę jeszcze przez sen słyszę jak Wojtek sprawdza czy Hania już nie śpi, bo chce się nią pobawić.
Mniej przyjemne jest jak dziewczyna ciągnie mnie za włosy, wkłada palce do oka lub siada na głowie, ale  zauważyłam, że tego jest już dużo dużo mniej niż jeszcze trzy miesiące temu. Towarzystwo brata jednak wygrywa z mamusią. Choć nie do końca jednak, bo Hania przyzwyczajona jest jeszcze do nocnych i porannych karmień, także przysysa się do mojej piersi rano, strasznie ją przy tym masakrując, bo dziewczę lubi się wiercić. Aż nagle przestaje i mówi "Już, staczy", co znaczy, że starczy i dość zabawnie brzmi w ustach niespełna dwulatki.
To, co z pewnością w niedzielne poranki jest inne to pora śniadania, która przesuwa się w okolice 10, czy  jeszcze bardziej w stronę południa. No i czas porzucenia piżamy też jest inny.

A na zdjęciach niedziele wyglądają tak
W barłogu
Weekendy to dla Wojtka także czas gier. Mimo miłości do Harrego Pottera i Zygzaka McQuenna, w grach króluje Bob Budowniczy, Clifford oraz Smerfy.

Hani rozrywki intelektualne aż tak bardzo jeszcze nie zajmują. Ważniejsze jest samej sobie zapewnić pożywienie.


No i żeby nie było, że niedziele całe spędzamy w domu w piżamach i przy komputerze, wybywamy też zażywać aktywności pozadomowych. Na przykład na górkę lub tak sobie pobiegać.


I tak beztrosko mijają nam dni.

9.3.12

Rzęsy

Przyglądając się Hani nie sposób ich nie zauważyć, bo są długie, gęste i ciemne. Pewnie jak podrośnie nie jedna koleżanka będzie jej zazdrościła takich rzęs, ale na razie wzbudzają tylko pozytywne emocje (moje, hehe).
Śmieszne, bo Wojtek też ma piękne, bardzo gęste rzęsy, może nawet bardziej gęste niż Hania, ale u niego nie rzucają się tak w oczy. Pewnie dlatego, że nie kokietuje nimi tak często jak dziewczyna :)

A oto fotografia, która mnie dzisiaj zainspirowała do wpisu
Dziewczyna i Rzęsy














Wojtek przeszczęśliwy, bo zgodziłam się, by pod nieobecność Taty spał w dużym łóżku.
Ja z kolei marzę, by móc spędzić noc w jego łóżku, zupełnie sama w pokoju i żeby mnie obudziły promyki słońca muskające moją buzię.
Każdy ma marzenia na własną miarę :)

8.3.12

Debiut

Debiut dotyczy Hani. Dziewczyna zadebiutowała samodzielnie w grupie rówieśników, czyli w żłobku.
Miało to miejsce we wtorek rano.
Przed 9 stawiliśmy się wszyscy w znanym i uwielbianym Małym Domku. Wszyscy, bo Wojtek zażyczył sobie by móc odprowadzić siostrę. Kiedy przyszliśmy był tylko jeden zapłakany chłopiec, który nie chciał puścić taty, także rodzeństwo miało teren pełen nowych nieznanych zabawek tylko dla siebie. I od razu przeszli do rzeczy, czyli do zabawy. Wojtek bardzo, ale to bardzo niechętnie opuszczał miejscówkę chwilę później, by wraz z tatą udać się do własnej placówki edukacyjnej. Ja jeszcze zostałam, ale też szybko się zmyłam bo ewidentnie moja obecność nie była potrzebna. Hanka czuła się jak u siebie. Chęć zabrania kolegom lub koleżankom zabawki wyrażała głośnym sygnałem dźwiękowym (tak jak w domu), podobnie jak złość, że ktoś jej chce coś zabrać. Miałam wrażenie, że czuła się tam pewniej niż dzieci, które chodzą tam dużo dłużej. Jak po nią przyszłam po obiedzie, hasała z grupą starszych chłopców (młodsi poszli na drzemkę). Zuza mówiła, że małpowała chłopaków przy posiłkach zakładając na przykład talerz na głowę (nie dziwi mnie to wcale, w domu przecież jest to samo). Obawiałam się czy nie będzie zbyt ekspansywna wobec dzieci i rzeczywiście była taka przez tą chwilę rano, którą widziałam, ale potem, jak twierdzi Zuza, straciła tę pewność siebie jak przyszło więcej dzieciaków.
Ucieszyła się jak przyszłam po nią i po trzech sekundach zasnęła w wózku.
Następna wizyta już we wtorek i strasznie jestem ciekawa jak będzie.