1.4.12

Zima trzyma

Tak, tak, już od ponad tygodnia mamy wiosnę. Nawet ciepło było. Czapki co prawda nie odważyłam się zdjąć, odważyłam się za to założyć wiosenny prochowiec, ale po południu i wieczorem zmarzłam przeokrutnie, więc i to odłożę. No a dzisiaj śnieg z deszczem, na pożegnanie marca, jak rozumiem.

To i ja się pożegnam z zimą 2012. Nie jest to moja ulubiona pora roku, ale bywają miłe momenty.
Ta zima będzie mi się kojarzyła przede wszystkim z sylwestrowym wyjazdem do Wisły. Sylwestrowym, choć tak na prawdę dla Tomka był to wyjazd służbowy, a my byliśmy na doczepkę. Ale jaki by to wyjazd nie był, to góry są fajne, magiczne, nie tylko na nartach.
Przez pierwsze dwa dni Tomek pracował, a my odkrywaliśmy okolice. Lubię taki czas kiedy jesteśmy poza domem, tylko we troje, bo mam więcej wtedy cierpliwości, nie muszę się martwić o to, że obiad nie gotowy albo, że nie mam pomysłu co ugotować i że łazienka tak brudna, że nie przyjemnie się do niej wchodzi. A wiadomo, że jak rodzic bardziej wyluzowany, to i dzieci mniej humorzaste, bardziej do życia. I tak właśnie w Wiśle było: Wojtek do rany przyłóż, nie marudził, że nudno i na spacery też chodził bez ociągań. Mam poczucie fajnie spędzonego czasu tam z nim.
No a Hania, wiadomo - niewiele jej potrzeba do szczęścia - jest mama, jest Wojtek, jest zabawa!

Byliśmy zatem na skoczni im. Adama Małysza, gdzie pojechaliśmy przede wszystkim obejrzeć tatę w pracy. Taty niestety nie było widać, bo stał na górze przy wyskoku, ale byli skoczkowie, którzy okazali się atrakcją dla wszystkich, którzy skocznię wtedy odwiedzili.
A Wojtek, mimo licznych moich tłumaczeń na czym polega praca Taty, ubzdurał sobie, że Tomek też będzie skakał i bardzo często o to pytał. No trzeba przyznać, że jeśli chodzi o posturę, to na skoczka się nadaje :)
Na skoczni


























Dla Hani było to pierwsze świadome zetknięcie ze śniegiem i była nim niesamowicie zafascynowana. Pakowała sobie kawałki zlodowaciałego śniegu do kieszeni i bardzo stanowczo zabraniała mi wyjmować z nich cokolwiek (robiłam to dopiero w domu).

W trakcie upychania po kieszeniach







































Odwiedziliśmy również Ustronie, gdzie bardzo mi się podobało. Wojtkowi też, przede wszystkim dlatego, że w automacie z kuleczkami znalazł kuleczkę. Jak widać opłaca się zaglądać w ciemne kąty.
Kuleczka cieszyła potem bardzo i dzieci biegały za nią po skwerze.














































Były też wyskoki i próby uchwycenia ich w kadrze.







































Był też czas na chwilę zadumy, wygłupy oraz próby wtopienia się w tło.






































Skoro Wisła, pojechaliśmy też obejrzeć Pałac Prezydenta RP, który jest absolutnie przecudny i bardzo malowniczo położony. Bardzo chciałabym tam wrócić i móc zwiedzić to, co jest tam do zwiedzenia :)













































































Akurat tego dnia padał śnieg, zaliczyliśmy więc też bitwę na śnieżki. Było nam bardzo wesoło!


Po dwóch dniach do zwiedzania dołączył też Tata. Poszliśmy razem na krótki spacer zobaczyć jakie warunki panują na stoku najbliżej naszego domu. Okazało się, że bardzo dobre i, choć nie byliśmy przygotowani na narty, postanowiliśmy to wykorzystać - wypożyczyliśmy jabłuszko (Tomek musiał zostawić w zastaw swój dowód!) i Tomek z Wojtkiem dzielnie próbowali Hanię z górki spuszczać. Niestety nie podobało się jej, bo górka, na której ćwiczyliśmy była za mała i prędkość dla Hani była zdecydowanie nie TA.








































Z Tatą jest jeszcze fajniej niż tylko z mamą. W końcu nikt tak nie potrafi rozśmieszyć i z nikim się tak dobrze nie pozuje.









































Trzeba przyznać, że zima w górach jest całkiem przyjemna. No i do tego widoki!




























Ech, prawie zaczęłam żałować, że następna dopiero za rok ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz