16.2.15

Coś się kończy, coś się zaczyna.

Ktoś umarł. Ktoś się narodził.
Doświadczyłam obu tych skrajności w ostatnim czasie. Byłam (jestem!) w smutku i w radości jednocześnie.
I tyle, tyle myśli...
A najbardziej widoczna jest ta, że byłam (i jestem) w tym sama. Nie dopuszczam do tego dzieci, a przynajmniej nie tak bardzo jak bym chciała.
I czuję, że robię to z wielką szkodą dla nich (i dla mnie).
Niełatwa dla mnie świadomość. I co mogę z tym zrobić?
Ktoś wie?

Ciocia, ciocina, cioteczka!
Grunt to mieć z kim robić dzióbek. I to się nazywa oparcie.


2 komentarze: