21.9.12

Przedszkolnie mi jeszcze

Skoro jestem już w temacie placówek edukacyjnych, to chyba muszę napisać tutaj trochę o przedszkolu Chłopaka. Bo jak na razie cieszę się ze szkoły, ale mentalnie siedzę jeszcze jedną nogą w Starszakach i chyba muszę odprawić jakiś rytuał przejścia, by ten etap definitywnie zamknąć.

Wybór przedszkola nie był łatwy, a i ja byłam bardzo negatywnie nastawiona do państwowych placówek. Bałam się braku szacunku wobec dzieci i ich indywidualności ze strony pań. Bałam się okropnego jedzenia i mleka we wszystkich potrawach (a Wojtek jest na nie uczulony). Bałam się wielu rzeczy, wybierałam więc bardzo starannie i zaszłam do prawie każdego przedszkola w okolicy (a na Mokotowie jest ich sporo).
I najśmieszniejsze jest to, że wybrałam kiepsko. Ale nie będę pisała o tym wszystkim co mi się tam nie podobało, bo na szczęście Wojtka to nie dotyczyło (no może poza jedzeniem, ale i tego jadł jak ptaszek, więc sobie daruję), bo w sumie miło wspominam ten czas a całe nasze szczęście w tym kiepskim wyborze polegało na tym, że Wojtek trafił na najfajniejsze przedszkolanki, które wiele dzieciakom pokazywały i którym się chciało (na przykład wyjść do teatru lub do parku. Taka oczywistość niby, a jednak nie dla wszystkich).
A najważniejsze, że trafił do fajnej grupy dzieciaków.
Cudowne w przedszkolu jest to, że dzieci są jeszcze bardzo otwarte. Nie zamykają się w swojej grupie,  bawią się każdy z każdym, choć rzecz jasna widać od razu kto lubi się najbardziej (szczególnie w najstarszej grupie), nie piętnują się jeszcze, choć zauważają już różnice między sobą.

Wojtuś w przedszkolu zdobył najlepszego przyjaciela, Bartosza. Polubił go jeszcze w Średniakach, ale prawdziwa przyjaźń zawiązała się na początku Starszaków. Jak przychodziłam po Wojtka, to chłopaki zawsze siedzieli razem, coś rysowali lub bawili się zaśmiewając się do rozpuku. Tata Bartosza przychodził po niego o podobnej porze i często razem przemierzaliśmy wspólny kawałek drogi do domu, a chłopaki wariowali na całego. Fajne to było.
Dużo śmiesznych tekstów powiedzieli, ale ja zapamiętałam tylko dwa:

1. Przed przedszkolnymi jasełkami. Wojtek wtedy chorował i przyszedł tego dnia do przedszkola na samo przedstawienie. Odprowadziłam go do sali, żeby pomóc mu się przebrać, a tu powitał nas okrzyk radości wydany przez wszystkich uradowanych widokiem Wojtka, a Bartosz podbiegł do niego i krzyknął: "Mój przyjacielu, pamiętasz mnie jeszcze?"
Miód na matki serce :)

2. Środek zimy lub wczesna wiosna. Wojtek i Bartosz zajęci byli rysowaniem jak przyszłam i rozmową o tym, że Bartosz na weekend wyjeżdża do dziadka poza Warszawę
W: "Mamo czy mogę pojechać z Bartoszem do jego dziadka?"
B: "Bo my już o tym myśleliśmy, jak jechać razem i chyba najprościej będzie jak pojedziecie za naszym samochodem"
Wspólna wycieczka do dziadka nie doszła jednak do skutku :)

Do grupy przedszkolnych kolegów i koleżanek Wojtka należeli jeszcze
Antoś - niekwestionowany lider grupy. Osoba, którą w socjologii nazywa się gwiazdą socjometryczną. Wszyscy go lubili (i dorośli i dzieci), zawsze uśmiechnięty, pomocny, wygadany. Przystojniak. Wszystkie dziewczynki planowały z nim ślub :)
Zawsze z radością witał się z Hanią i się nią zajmował.

Maura - przyjaciółka Antka (często słyszałam z jej ust słowa "Co robisz Antonii?" lub "Antonii pobawimy się?"). Uwielbiająca swojego starszego brata i pewnie przez to dziewczynka zainteresowana chłopięcymi zabawami (jedyna dziewczynka, która wzięła udział w meczu Starszaków, pozostałe były tylko chearleaderami). Uczynna, obowiązkowa. Prawdziwy przyjaciel.

Natan - zawsze uśmiechnięty.

Franek - mieszka najbliżej nas i przez to był tu kilka razy. Miewał ataki złości, ale ogólnie to słodziak. Zawsze mnie zagadywał i pytał czy może przyjść do Wojtka, a jak odkrył, że przynoszę Wojtkowi jakieś małe smakołyki, pytał co dziś dla niego mam i czy mogę go poczęstować.

Mikołaj - pierwszy piłkarz przedszkola. Często go spotykaliśmy w jordanku jak ćwiczył z tatą. Miał w oku błysk niezłego rozrabiaki

Bartek - nie należał co prawda do bandy, ale ja zawsze czułam wobec niego sympatię. Z wyglądu aniołek, jasny blondyn z półdługimi włosami, a Wojtek zawsze opowiadał, że to największy rozrabiaka w grupie.

Emil - ciekawa postać. Chłopiec chyba z rodziny patologicznej, w dodatku chyba z ADHD. Panie z pewnością miały z nim problem, a widać to było szczególnie w ostatniej grupie, gdzie duży dystans rozwojowy między nim a rówieśnikami był najbardziej widoczny. Wszystkie dzieciaki wiedziały, że Emil kiepsko się uczy, nie umie wykonywać zadań, które panie zadają tak jak inni. Im były starsze tym bardziej widziały, że jest inny i trochę to było czuć w rozmowach. A z drugiej strony była to dla nich w jakiś sposób ważna postać i często pojawiał się w zabawach (choć rzeczywiście bywał naznaczonymi rolami tego złego) i chyba mimo wszystko go lubili. Miał starszego brata i młodszą siostrę Maję, którą Wojtek darzył jakąś szczególną czułością (Maja była w Maluchach, gdy oni byli w Starszakach)

Piotrek - pojawił się dopiero w Starszakach i tak na prawdę do grupy dołączył dopiero wiosną, gdy dzieciaki zaczęły wychodzić na dwór i okazało się, że to również zapalony piłkarz. Miał uznanie, bo przez to, że był drugi rok w Starszakach dzieciaki uważały go za starszego i bardzo się go słuchały. Teraz jest z Wojtkiem w klasie, a ja zawsze jak go widzę to nie mogę od niego oczu oderwać, bo przystojny jest jak diabeł, ma uśmiech niewiniątka i figlarne ogniki w oczach. Rozrabiaka pełną gębą, ciekawe czy rodzice będą mieli z nim problemy wychowawcze gdy wejdzie w trudny wiek.

Marysia - nie była w grupie, bo dziewczynki trzymały się razem, ale ją uwielbiałam i dlatego muszę o niej napisać.
Marysia często wychodziła o tej samej porze co my, a zawsze odbierała ją mama i jej młodsza siostra Zosia (starsza od Hani o rok). Niejedno pół godziny spędziłyśmy razem w szatni, bo Marysia zbierała się do domu tak samo wolno jak Wojtek. A jeśli do tego Hania była w pobliżu, to trwało to jeszcze dłużej, bo Marysia była Hanią zafascynowana i pomagała mi bardzo zajmować się nią. Zosia też zresztą, pewnie wzorem starszej siostry polubiła Hanię bardzo.
Kiedy przychodziłam na górę do sali, a Marysia jeszcze była, nieraz bawiła się z Dziewczyną w popołudniową herbatkę. Ale mi najbardziej utkwiła w pamięci scena, gdy mama Marysi prosiła ją, by ta się pośpieszyła (rzecz działa się już w szatni) z ubieraniem, a ona nie mogła, bo zbierała z podłogi jabłko przez Hankę wyplute. I wiele podobnych sytuacji miało miejsce. Do tego Marysia była prześliczna, a jej siostra, mała elegantka, codziennie przychodziła do przedszkola z inną torebką. W czerwcu poprosiłam ich mamę o możliwość zrobienia im zdjęć i uwielbiam je teraz oglądać. Ale tutaj nie mogę niestety pokazać żadnej.
A teraz Zosia, siostra Marysi, chodzi do tego samego przedszkola i jak ostatnio zobaczyłam je we trzy wychodzące, to krzyknęłam do Wojtka na cały autobus. Tak się uradowałam ich widokiem :)

Była jeszcze Julka, Andrea, Zuzia (elegantka i miłość Franka, a teraz chodzą razem do zerówki) i Kasia (kokietka na całego).
Bardzo ich wszystkich polubiłam, a teraz czekam aż nauczę się rozpoznawać dzieciaki z klasy (na 28 osób jest w stanie rozpoznaję z imienia i nazwiska 7, czyli jeszcze trochę przede mną).
Lubię dzieci, nic na to nie poradzę. Może powinnam była zostać pedagogiem?

A zdjęcie jest z pożegnania Starszaków




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz