26.1.13

O wychowaniu dziewczynki i chłopca

Miły dzień trwa.
Za oknem słońce świeci, nadając bieli śniegu nowy odcień.
Ja szczęśliwa, że to sobota i nic mnie z domu nie wygoni (przeżywam kryzys zimą, zimnem, spierzchniętymi bolącymi dłońmi i kozakami, które po każdym wyjściu wyglądają okropnie).
Do tego cierpię na katar i ogólną niemoc, więc tym bardziej szczęśliwam, że nie muszę dziś biec nigdzie.
Tata dzieciom siedzi przy swoimi komputerze i dzierga projekt.
Ja na kanapie z książką (i chusteczkami).
Dzieci zajmują się same sobą :)

Od rana trwa zabawa w domek, zainicjowana przez Chłopaka.
Najpierw domkiem była przestrzeń pod suszarką szczelnie wypełnioną suszącym się praniem.
W domku była i kuchenka i dywan (z czystej ściereczki kuchennej, sic!). I nawet prysznic, pod którym pluskała się Hanka (i musiała się najpierw cała rozebrać, by pod wodę wskoczyć).

Teraz trwa budowa nowego domku, w pokoju Wojtka. Projekt podobno bardziej skomplikowany, wizytacja domku za chwilę (wiem, że będzie pralka!)

Tymczasem Dziewczyna biega za bratem i woła "Wojtusiu, zupa gotowa!"

I okazuje się, że ten podział na mężczyznę-konstruktora i kobietę-kucharkę jest całkiem naturalny.
Samo tak wyszło, że On buduje, Ona gotuje.

Samo tak wychodzi, że On, mimo, iż jest wrażliwcem pierwszej wody, nie lubi czułości, przytulania, a Ona owszem - przytula się słodko, często mnie głaszcze, otacza opieką.
Chłopak zresztą też jest opiekuńczy, ale w zupełnie inny sposób, bardziej szorstki, taki trochę pomimo.
Zupełnie jak Tata, który mimo, że nie całuje, nie śpiewa słodkich kołysanek, czuje się, że dba i kocha, czasem wydaje mi się, że nawet bardziej niż ja.

Podział na chłopaka i dziewczynę mamy głęboko w genach, tak uważam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz