27.1.16

10

W tym roku bardziej niż w poprzednich wspominam wojtkowe narodziny. Tamten czas.
10 lat to dużo, ale czy aż tyle, żeby myśleć o tamtych chwilach jak o innej epoce?
Gdyby nie Wojtek, a potem i Hania nie byłoby mnie w miejscu, w którym jestem teraz (tak wiem, że to banał). A potem przychodzi myśl, że może bym była, tylko doszłabym zupełnie inną drogą?

Cieszę się jednak, że przeszłam co przeszłam :) Cieszę się, że jest Wojtek i że właśnie skończył 10 lat. Cieszę się, że dostrzegam w nim piękno i światło, choć przez chwilę nie było to dla mnie takie oczywiste.
I cieszę się, że mój syn miał dzisiaj udany dzień! :)

Wojtek - mój mistrz i napęd do ciągłego rozwoju. Nie potrafię sobie wyobrazić co byłoby, gdyby jego nie było.

A takie były nasze początki:

Tata pracujący w domu to była nowość, do tego Nowy Człowiek. Obie sprawy angażujące nas 24/7. 
Pierwsze spacery... W śniegu :)
Lubiłam tamte spacery z Wojtkiem. Włóczęgi po Śródmieściu. Obserwowanie życia dzielnicy i zmieniających się pór roku.
Remont Marszałkowskiej i nasz dom w tle
Nieświadomy Wojtek załapał się jeszcze na zakupy w jednej z pereł warszawskiego modernizmu, czyli Supersamie. Budynek wyłączono z użytku jak Chłopak miał 3 miesiące, a zburzono go parę miesięcy później.
 
Z mamą :)
I na koniec: pierwszy udokumentowany uśmiech.
Sto lat, kochanie!!

1 komentarz:

  1. Hej! Dla Wojtka sto lat! Boskie jest to zdjęcie z Mamą - ogrom szczęścia aż promieniuje przez ekran :-)

    OdpowiedzUsuń