24.5.14

Odlot

Czasami trzeba gdzieś wyskoczyć...






Wznieść się...



Bujnąć się to w jedną, to w drugą stronę...



Popatrzeć na świat z innej perspektywy...



My wyskoczyliśmy na majówkę w góry by odpocząć i złapać trochę dystansu (okazało się, że poza dystansem łapaliśmy też internet, ale to już temat na inną opowieść).
Beskid Niski ma w sobie magię, spokój, dzikość. A do tego nie jest zadeptany przez turystów.
Jak zwykle nas nie zawiódł.
Dzieciaki były szczęśliwe. Nasza, średnio udana miejscówka, dla nich była kopalnią dla wyobraźni i bawili się świetnie.
Chodziliśmy na dłuuugie spacery.
Trafiliśmy do jednego schroniska PTTK, gdzie na turystów czekała przepiękna pieczątka. Opowiedziałam Wojtkowi, że pieczątki się zbiera, a potem dostaje się odznaki. Nie przypuszczałam, że tak bardzo go to zainteresuje. Tymczasem ujawniła się jego natura zbieracza i bardzo chciał chodzić szlakami i po schroniskach, by zbierać kolejne pieczątki (a schronisk akurat w tamtych rejonach jak na lekarstwo).
Spotkaliśmy Pana Kuleczkę (tak, TEGO Pana Kuleczkę!).
Odpoczęliśmy.
Już czekam na następny rok :)

Widok na Bartne

Wołowiec. Taki widok wita Stasiuka, gdy wraca do domu :)

Zdjęć z wyjazdu mam masę. Nie wiem jak to ubrać w posty.
Mam nadzieję, że jakoś uda mi się to uporządkować, zapisać. Ku pamięci :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz